Mateusz
Talbot - rozważanie
Ks. Zbigniew Kaniecki
Mówimy często, że "na poprawę nigdy nie jest za późno". Świadczy o
tym życie Mateusza z Irlandii. On alkoholik jest dzisiaj kandydatem
na świętego. Czy to możliwe?
Urodził się w biednej rodzinie. Ojciec był alkoholikiem. Śladem ojca
szli synowie z wyjątkiem najstarszego i dużą część zarobków wydawali
na alkohol. Z tego też powodu właściciele domów nie chcieli mieć
takich lokatorów. W ciągu 20 lat małżeństwa rodzina Talbotów
przeprowadzała się przeciętnie, co drugi rok, łącznie dokonali 11
przeprowadzek.
Mateusz z uwagi na ciężkie czasy spędził tylko dwa lata w szkole.
Nauczył się czytania, pisania i podstaw rachowania. Otrzymał też
dobre przygotowanie religijne, umożliwiające przystąpienie do
Sakramentu Pokuty, Komunii św. i Bierzmowania. Do ósmego roku życia
był typowym ulicznikiem. W wieku 12 lat ostatecznie opuścił szkołę.
Został chłopcem na posyłki w piwiarni i tam między 12 a 13 rokiem
życia padł ofiarą alkoholowego nałogu. Potem był gońcem w porcie i z
kolei murarzem w firmie budowlanej. Z tygodniowych zarobków nic
prawie nie oddawał na utrzymanie domowe. Miał więc dość pieniędzy
aby pić. W tym czasie z nawyku bywał na niedzielnej Mszy św.
Wychodząc do pracy czynił znak krzyża i co jakiś czas odmawiał
"Zdrowaś Maryjo", ale do sakramentów św. nie przystępował około
trzech lat, jak stwierdzono. W tym czasie matka modliła się za
niego. I przyszła ta chwila, że pewnego dnia, miał wtedy 28 lat,
Mateusz wrócił do domu wcześniej i trzeźwy. Co się stało? Oto
oczekiwał, że koledzy zafundują mu alkohol, a ci, wiedząc, że nie ma
pieniędzy minęli go bez słowa. Żaden, nie zapytał, czy by z nimi nie
poszedł do gospody. To niekoleżeńskie zachowanie okazało się dla
niego wstrząsem. Milczący i zgnębiony wrócił do domu i powiedział
matce "pójdę teraz do księdza złożyć ślubowanie abstynencji". I tak
zrobił. Najpierw na trzy miesiące później ponowił na trzy miesiące,
potem na dwanaście miesięcy i wreszcie przyrzekł nie pić alkoholu do
końca swego życia.
Trudno mu było początkowo zachować abstynencję. Kiedyś, gdy
przechodził obok pubu, zaczęło go nękać pragnienie. Dwa lub trzy
razy przemierzył ulicę, po czym wszedł do baru. Nikt jednak nie
zamierzał go obsłużyć. Odczekał dłuższą chwilę, a potem zawrócił i
poszedł do najbliższego kościoła, przebywał tam, aż do zamknięcia.
Aby pokusom nie ulec postanowił nigdy nie nosić przy sobie
pieniędzy. Skoro wyrwał się z alkoholizmu, podjął następne
postanowienie: zrezygnował z palenia. Podobnie jak rezygnacja z
alkoholu, to przyrzeczenie było dla niego bardzo trudne, ponieważ
był namiętnym palaczem. Jednak znalazł siłę i udało się. Bardzo
przeżywał to, że zmarnował 16 lat życia przez nałóg pijaństwa.
Rozpoczął surowe życie pokutnika. Pościł często, długo i surowo.
Dużo można pisać o jego życiu po nawróceniu. Zrezygnował z
małżeństwa, aby jak napisał jeden z jego biografów bardziej
ofiarować się Chrystusowi. Odwiedzał kolejno wszystkie miejsca, w
jakich niegdyś bywał, i spłacał długi, jakie zaciągnął za czasów
pijaństwa. Przeważnie spotykał się z tym, że już skreślono go z
listy dłużników, ale mimo to zwracał każdego pensa, o którym
pamiętał, a także wszystko, o czym mu przypomniano. Wchodził,
wręczał kopertę z odpowiednią kwotą i pośpiesznie opuszczał to
miejsce. Był człowiekiem modlitwy. Po nawróceniu pogrążył się w
modlitwie jak człowiek, który uciekając z płonącego lasu skacze do
wody. Wstawał przeważnie o 2 w nocy. O 5 tej brał udział we Mszy św.
i regularnie przyjmował przy tym Komunię św., co w tamtych czasach
było niezwykłe. Codziennie odmawiał różaniec. Nigdy nie płaszczył
się przed nikim. Kiedyś powiedział swemu zwierzchnikowi: "Przy całym
szacunku dla pana, nigdy nie spotkałem człowieka, którego bym się
lękał". Kiedyś nie zgodził się z poleceniem sprzecznym z jego
poglądami, mimo, że groziło to zwolnieniem z pracy. Powiedział
wtedy, że "przede wszystkim musiał wziąć pod uwagę interes duszy".
W 1923 roku zaczął mieć poważne problemy ze zdrowiem. Badania
wykazały chorobę serca. Miał świadomość, że musi być przygotowany na
śmierć. Mówił: "Nikt mnie nie zatrzyma, kiedy Pan mnie wezwie". Dnia
7 czerwca 1925 roku szedł do kościoła Świętego Zbawiciela na Msze
św. Blisko kościoła dotknięty atakiem pada na ulicy i umiera. Po
przewiezieniu zmarłego do kostnicy, podczas przygotowania ciała do
pogrzebu, odkryto ciężki żelazny łańcuch, który wzorem wielkich
grzeszników, około 10 lat nosił pod ubraniem. Chciano poznać
tajemniczą sytuację zmarłego. I tak zaczęła się jego droga do
wielkości. Rozpoczął się proces beatyfikacyjny i 3 października 1975
roku został ogłoszony dekret uznający cnoty zmarłego. W modlitwie o
wyniesienie Mateusza Talbota do chwały ołtarzy prosimy:
Ojcze Niebieski, w Twoim słudze Mateuszu dałeś przykład zwycięstwa
nad ludzką słabością i wzór pokutnika. Pomóż nam przez prawdziwą
miłość Bożą przezwyciężyć nasze błędy i uświęcać nasze życie. Amen
źródło:
http://www.duszp.trzezwosci.plock.opoka.org.pl/archiwum.htm
|