Święci
Nie-Święci
Fragment
książki "Święci Nie-Święci"
Publikacja
dzięki uprzejmości wydawnictwa Esprit
Zapraszamy do nabycia książki pod adresem
http://www.esprit.com.pl/
Błogosławiony Mateusz Talbot
Nałogowy Alkoholik
Żył w latach 1856-1925
Wspomnienie 19 czerwca
Do roku 1856, czyli roku, w którym na świat przyszedł Mateusz
Talbot, ludność Dublina
osiągnęła ćwierć miliona mieszkańców, z czego sześćdziesiąt cztery
tysiące stanowili
biedacy. Miasto w połowie XIX wieku miało kilka nowoczesnych
udogodnień, które
dopiero zaczynały się pojawiać w Europie i Stanach Zjednoczonych:
wodociągi, toalety
oraz nowy sposób projektowania przestrzeni, mający zapewnić
naturalne światło i
świeże powietrze w każdym zakątku.
Jednakże w starych, brudnych częściach Dublina innowacje te były
nieznane. Woda do
gotowania, picia i prania pochodziła z publicznych fontann, które
nie działały przez całą
dobę. Ubikacje pojawiły się tylko gdzieniegdzie, tak że ludzkie
nieczystości wynoszono w wiadrach
i wyrzucano na zewnątrz domów -
zwykle kamienic - wciśniętych w ciasne
aleje i zaułki, pozbawione słońca
i powietrza.
Rodzina Talbotów nigdy nie zaznała biedy, jaka towarzyszyła życiu
niektórych z ich
sąsiadów: jako doker Charles Talbot zarabiał około piętnastu
szylingów tygodniowo.
Elizabeth Talbot zarabiała jako sprzątaczka. Jednak rzadko miała
okazję pracować poza
domem. W ciągu dwudziestu pięciu lat małżeństwa Elizabeth Talbot
urodziła
dwanaścioro dzieci, z których dziewięcioro osiągnęło wiek dojrzały.
Mateusz był drugim
dzieckiem.
Za wyjątkiem najstarszego syna Jana wszyscy męscy członkowie rodziny
Talbotów
byli pijakami. W starszym wieku Pat Doyle, który dorastał razem z
dziećmi Talbotów,
przypominał sobie, że kiedy synowie byli jeszcze młodymi chłopcami,
chętnie chadzali z
ojcem do pubu. „W soboty — wspominał Doyle — kiedy już wszyscy byli
porządnie
upici, potrafili przewrócić dom do góry nogami. Pani Talbot ledwo
radziła sobie z nimi".
W rzeczywistości Mateusz nie czekał na wiek męski, aby zacząć pić.
Miał dwanaście
lat, gdy
po raz pierwszy spróbował alkoholu. Ojciec zbił go, a potem
znalazł mu pracę w
dokach, gdzie mógł mieć oko na syna. Jednak nawet w tak młodym wieku
Mateuszowi
udawało się zawsze dostać do pubu.
Kiedy archidiecezja w Dublinie
rozpoczęła badanie
życia Mateusza, dwie z jego sióstr, Maria i Susan, zeznały, że brat
sprzedałby swoje buty
i koszulę, by mieć pieniądze na alkohol. Pat Doyle pamiętał, jak
wyruszał
z Mateuszem
na długie ekspedycje po okolicy, by znaleźć coś, co można by
sprzedać i za te pieniądze
kupić trunek. W zeznaniu, złożonym w procesie kanonizacyjnym, Annie
Johnson,
siostrzenica Mateusza, powiedziała, że kiedy nie miał on przy sobie
pieniędzy, upijał się
na kredyt. Gdyby zaś nikt nie chciał mu tego kredytu więcej
udzielać, kradłby. Pewnego
razu ukradł skrzypce bezdomnego człowieka i zastawił je, by kupić
alkohol.
Od dwunastego do dwudziestego siódmego roku życia Mateusz Talbot
upijał się
codziennie.
Pewnego sobotniego wieczora on i jego najmłodszy brat
Filip powędrowali
do dublińskiego pubu O’Meara, mieszczącego się przy ulicy North
Strand. Nie mieli
pieniędzy, więc czekali na zewnątrz na jakiegoś znajomego, który
zaproponowałby im
drinka. Kumple, jeden za drugim, mijali Mateusza, ale nikt nie
zaprosił go do środka. W
końcu powiedział do brata:
— Idę do domu.
Matka była zdumiona, widząc go tak wcześnie i do tego trzeźwego.
— Zamierzam wstąpić do kolegium Świętego Krzyża — powiedział Mateusz
- by
odkupić swoje winy.
W tamtym czasie w Irlandii każdy, kto zobowiązywał się przestać pić,
składał
przysięgę lub przyrzeczenie przed księdzem. Elizabeth Talbot była
zachwycona, ale
realistycznie ostrzegła syna:
— Jeśli nie zamierzasz wytrwać, nie podejmuj próby.
W kolegium Mateusz powiedział przełożonym kapłanom, że chciałby
złożyć
przyrzeczenie na całe życie. Ksiądz, który sam miał wcześniej
podobny problem,
sugerował, żeby Mateusz zobowiązał się raczej nie pić przez trzy
miesiące. Jeśli mu się to
uda, może podjąć przyrzeczenie na dłuższy okres, a potem je ponowić.
Wkrótce Mateusz przystąpił do spowiedzi - pierwszej po wielu, wielu
latach.
Następnego ranka poszedł na niedzielną mszę, przyjął komunię świętą
i rozpoczął nowe
życie, z dala od pubów. Każdego ranka brał udział we mszy świętej o
piątej rano,
następnie szedł do pracy na budowie, gdzie docierał około szóstej.
Po zakończeniu pracy
udawał się do jakiegoś oddalonego kościoła i pozostawał tam aż do
kolacji.
Następnie
szedł spać. Przyjaciele Mateusza byli zdumieni, gdy mężczyzna
wyrzekł się alkoholu. Następne
trzy miesiące były dla niego bardzo trudne - tak trudne, że - jak
powiedział matce — po
ich upływie znowu zamierzał wrócić do poprzedniego życia.
Jednak tak się nie stało. Pod koniec owych trzech miesięcy Mateusz
powrócił do
Kolegium Świętego Krzyża, by złożyć przyrzeczenie na następny okres.
Jak długi — nie
wiadomo.
Kobieta nazwiskiem Katarzyna Carrick pozostawiła pisemną
wiadomość, że
służyła Mateuszowi Talbotowi „ostatnim kuflem piwa przed podjęciem
przyrzeczenia na
całe życie". Szkoda, że nie opatrzyła swoich słów datą. Jednak w
tekście pojawił się
informacja, że kiedy Mateusz zerwał z nałogiem, zatrzymał się przed
pubem i powiedział
jej:
— Nigdy więcej nawet nie dotknę alkoholu.
Był to cud dla wszystkich, którzy dowiedzieli się, że Mateusz Talbot
rzucił picie. Był to
też cud dla niego samego, który przypisywał łasce Boga
i
wstawiennictwu Błogosławionej Dziewicy. Zaczął się zastanawiać, jak mógłby odpokutować za
swoje
zmarnowane, grzeszne lata i jak zbliżyć się do Boga. Mateusz wziął
za przykład
irlandzkich świętych
z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Spędzali
oni długie godziny
na modlitwie, pościli przez większość roku, spali na kamiennych
łóżkach, mając pod
głową kamień zamiast poduszki. Talbot przyjął te praktyki.
Modlił
się tak często, że jego
siostra Maria stwierdziła kiedyś: „Wydawało się, że nie wstaje z
kolan".
Spał na desce,
używając kawałka drewna za poduszkę. Podczas Wielkiego Postu żywił
się suchym chlebem, rybą i gorzkim kakao.
By przygotować się do Bożego Narodzenia,
zrezygnował z
mięsa podczas adwentu. Siostra Susan opowiadała, że w świąteczny
poranek Mateusz
delektował się stekiem, który upiekła dla niego na śniadanie — był
to pierwszy kawałek
mięsa, jaki miał w ustach od czterech tygodni.
Zdobył się również na jeszcze jeden akt pokory, który uważał za
szczególnie istotny
— spłacił wszystkie długi, jakie miał względem przyjaciół
i
współpracowników, którzy
stawiali mu drinki, oraz właścicieli barów, którzy pozwalali mu pić
na kredyt. Wielu
ludzi było świadkami, jak Mateusz przeszukiwał domy biedaków w
Dublinie, usiłując
odnaleźć starca, któremu niegdyś ukradł skrzypce, by mieć pieniądze
na wódkę. Nigdy
go jednak nie znalazł.
Mateusz miał mały krąg przyjaciół, był blisko rodziny, a zwłaszcza
sióstr. Bracia
zerwali z nim stosunki po tym, jak starał się ich namówić do
zaprzestania lub
przynajmniej ograniczenia pijaństwa. Mieszkał z matką aż do jej
śmierci,
a później
wynajął pokój, który skromnie umeblował. Ponieważ miał tak mało
potrzeb, większość
swojej pensji oddawał na cele dobroczynne lub znajomym i sąsiadom,
którzy byli w
potrzebie. Każdego ranka uczestniczył w najwcześniejszej mszy
świętej, zazwyczaj
przybywając do kościoła, zanim jeszcze otworzono drzwi.
W 1923 roku Mateusz cierpiał na silne bóle klatki piersiowej, więc
zabrano go do
szpitala Matki Miłosierdzia
w Dublinie. Zdiagnozowano u niego
częstoskurcz, zaburzenie
polegające na nagłym wstrzymaniu akcji serca.
Nie mógł już dłużej
podnosić ciężkich
przedmiotów na budowie, więc otrzymywał z ubezpieczalni społecznej
siedem
szylingów tygodniowo. Nawet dla kogoś, kto żył tak skromnie jak
Mateusz, pieniądze te
były niewystarczające. Przyjaciele robili mu małe prezenty w postaci
gotówki, a
Stowarzyszenie Św. Wincentego
a Paulo, jedna z ulubionych
organizacji dobroczynnych
Talbota, wypisywała mu czeki.
7 czerwca 1925 roku przypadła niedziela Trójcy Świętej. Mateusz
szedł do kościoła
Świętego Zbawiciela przy ulicy Dominika
i nagle zasłabł. Kilku
przechodniów
pospieszyło mu na pomoc, a pan O’Donohoe, właściciel pobliskiego
pubu, pobiegł po
księdza. Mateusz zmarł na ulicy, otoczony przez życzliwych
przechodniów. Pogrzeb był skromny, z udziałem sióstr Mateusza, Marii
i Susan, ich rodzin, kilku
przyjaciół Talbota z pracy i członków Sodalicji Niepokalanego
Poczęcia. Za życia
Mateusza Talbota jego świętość objawiła się tylko kilku osobom.
Jednak po śmierci
opinia o niej obiegła świat i jest on wciąż wyjątkowo kochany i
podziwiany przez
niepijących alkoholików.
|