Od kieliszka
do świętości
Czasami
trzeba upaść na samo dno, aby czegoś doświadczyć i odkryć prawdę
o wielkiej wartości tego, co zostało utracone. Historia
irlandzkiego robotnika Matthew Talbota, okraszona słowami
Apostoła Narodów: „Moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor
12,9a), staje się opowieścią o wewnętrznym uzdrowieniu człowieka
i jego zmartwychwstaniu do nowego życia – życia w trzeźwości.
Życie w pubie
Matt urodził
się 2 maja 1856 roku w Dublinie, stolicy Irlandii, jako drugie
dziecko Charlesa i Elizabeth Talbotów. Pomimo regularnej pracy ojca
wielodzietna rodzina żyła na granicy ubóstwa. Przyczyną takiego
stanu rzeczy nie była bynajmniej jej liczebność, lecz choroba
alkoholowa Charlesa, który każde zarobione pieniądze trwonił w
lokalnych pubach. Niestety, negatywny przykład ojca znalazł swe
odbicie w postępowaniu synów, w tym także Matta, którzy na długie
lata związali swoje życie z nałogiem pijaństwa.
Sprzyjała temu
również sytuacja historyczna, w której znaleźli się Irlandczycy w
drugiej połowie XIX wieku. Po wojnie krymskiej wielu z nich nie
miało pracy, pieniędzy, a przede wszystkim nadziei. Brak
obowiązkowego szkolnictwa sprawił, że Matthew po ukończeniu zaledwie
pierwszej klasy, będąc dwunastoletnim chłopcem, rozpoczął pracę w
jednej z dublińskich winiarni. Od tego momentu często wracał do domu
pijany. Próby ukrycia tego przed ojcem zakończyły się
niepowodzeniem, co doprowadziło do wyciągnięcia poważnych
konsekwencji wobec syna. Niestety, ani one, ani nawet zmiana pracy
nie przyniosły poprawy. W efekcie czego przez następne szesnaście
lat prawie wszystkie zarobione przez Matta pieniądze tonęły w
kieliszkach wódki.
Wzgarda
Tak było do
pewnej pamiętnej soboty 1884 roku. Od blisko tygodnia Matthew i jego
dwaj bracia nie mieli pracy, dlatego nie mogli sobie pozwolić na to,
co do tej pory było częścią ich codzienności. Matt liczył jednak na
gest przyjaciół, którym sam niejednokrotnie okazywał swą hojność.
Nic jednak bardziej mylnego… Tego wieczoru zamiast zrozumienia
sytuacji, w której się znalazł, od swych dotychczasowych towarzyszy
otrzymał coś, czego zupełnie się nie spodziewał – wzgardę. Nie
czekając na dalszy rozwój wypadków, w drodze do domu złożył
uroczystą obietnicę, że od tej pory przez trzy kolejne miesiące nie
wypije ani kropli alkoholu. To był początek jego nawrócenia…
Tego samego
wieczoru Matthew po raz pierwszy od wielu lat wyspowiadał się i w
obecności kapłana jeszcze raz ponowił swoje przyrzeczenie
abstynencji. Nazajutrz w tej samej intencji przyjął Komunię Świętą.
Decyzja o życiu w pełnej wolności nie była jednak aktem
jednorazowym, lecz wymagała codziennego wysiłku. Dlatego w szczerej
rozmowie ze swoją siostrą wyznał po latach, że łatwiej byłoby
wskrzesić umarłego, aniżeli przestać pić. Pomimo trudności nie
zniechęcał się, lecz dokonawszy rachunku sumienia, postanowił, że
jego schronieniem będzie odtąd mieszkanie Boga – pobliski kościół, w
którym codziennie, przed wyruszeniem do pracy, uczestniczył w
porannej Mszy św., zaś wieczorem, klęcząc w zacienionym miejscu,
spędzał długie godziny na osobistej modlitwie. Doświadczenie
samotności oraz przebywania w Bożej obecności sprawiło, że swymi
prawdziwymi przyjaciółmi uczynił Maryję i świętych. Często prosił
ich o wstawiennictwo, by Bóg nie pozwolił mu już więcej wracać na
dawne drogi zniewolenia, lecz okazał mu swoje zmiłowanie i łaskę.
Nowe
pragnienie
Stopniowo
pragnienie alkoholu ustępowało miejsca pragnieniu żywej wody (por. J
4,10). Matt coraz bardziej chciał upodobnić się do Chrystusa,
dlatego często pościł i dużo się modlił. Zgodnie ze wskazówkami
jezuity o. Jamesa Walsha regularnie czytał Pismo Święte, żywoty
świętych oraz dzieła mistrzów duchowości: Wyznania św.
Augustyna, Filoteę św. Franciszka Salezego oraz
Twierdzę wewnętrzną św. Teresy z Ávili.
Prawdziwym
wyrazem jego zmartwychwstania było okazywane ludziom miłosierdzie. Z
wielką radością uczestniczył w organizowanych w Dublinie akcjach
charytatywnych, zaś wszystkie krzywdy wyrządzone w swym
dotychczasowym życiu w miarę możliwości wspaniałomyślnie
wynagradzał. Jego pracodawca podejrzewał, że większość ciężko
zarobionych pieniędzy przeznacza on na cele dobroczynne, jednak w
żaden sposób nie mógł przypuszczać, że intensyfikacja nowego życia w
osobie Matta będzie aż tak wielka.
Zmiana
postępowania nie uszła także uwadze współpracowników Matta, którzy
podziwiali jego pokorę, samodyscyplinę i hojność serca. Ta niezwykła
postawa ducha dotykała także ich samych, gdy w jego obecności
rezygnowali z przekleństw i opowiadania nieskromnych historii. Jak
napisała Ann Bottenhorn, przywołując świadectwo anonimowego autora,
Matthew został „upojony” Duchem Świętym tak mocno, że miłosierdzie,
duchowa wiedza oraz moc i miłość Boga nie mogły w nim pozostać
bezczynne, lecz w potężny sposób rozlewały się na innych ludzi.
Przebywanie w
Jego świętej obecności
W ostatnich
latach swego życia Matthew – zmożony chorobą serca, postem oraz
ciężką pracą – odczuwał ogromne cierpienie fizyczne. 7 czerwca 1925
roku, w niedzielę Trójcy Świętej, udał się w swą ostatnią drogę do
Bożego mieszkania – pobliskiego kościoła. Po jego śmierci wśród
wielu skrawków papieru, na których zapisywał swoje myśli, znaleziono
i ten: „O Dziewico, proszę Cię jedynie o trzy rzeczy: łaskę Boga,
przebywanie w Jego świętej obecności oraz Jego błogosławieństwo”. Z
pewnością i ta modlitwa została wysłuchana, podobnie jak wiele
innych, w których Matthew mówił Bogu o swym głębokim pragnieniu
trzeźwości i zmartwychwstania do nowego życia.
Ksiądz Adam Pastorczyk scj
źródło:
http://wstan.net/od-kieliszka-do-swietosci/ |