„Przeciętny chrześcijanin, to żaden chrześcijanin!”.

 

Chrześcijaństwo jest religią nadziei, religią zwycięzców! W nim każdy wierzący, poprzez codzienną pracę nad sobą, doskonali się, uszlachetnia duszę, wzrasta w  świętości!

Musi być w człowieku pragnienie zwycięstwa, to konieczne do życia, konieczne do rozwoju… musi być cel do którego  dąży…

po co przyszliście do Kościoła, no po co?! Odprawić rytuał, jakiś tradycyjny obrzęd? Czego oczekujecie, czego chcecie?

Przyszliście po siłę, przyszliście po Łaskę, aby posilić się Pokarmem Niebieskim i nie upaść jutro, aby móc być lepszym, aby bardziej kochać, aby… być świętym! Tak! Nazwijmy to po imieniu! Wypowiedzmy to: CHCĘ BYĆ ŚWIĘTYM!!!

Oglądacie olimpiadę? Lubicie zawody? Kto wygrał w Euro 2012? Przyglądaliście się Włochom?

Nikt im nie dawał szans; okrojeni, znaczna część dobrych piłkarzy została w kraju; wtedy wybuchła afera w piłce nożnej w Italii, nikt nie oglądał w kraju rozgrywek ich  drużyny; gdy wyszli z grupy, stwierdzono – to pewnie przypadek, gdy dostali się do półfinału – e, zaraz przegrają… nikt w nich nie wierzył, nikt nie dawał szans… gdy zbliżali się do finału i mieli grać z Niemcami, co zrobił ich trener? Wiedział, w jakim są składzie i z jakimi siłami, wiedział, z jakim przeciwnikiem będą grać, wiedział że sami nie dadzą rady… więc co zrobił? w nocy postawił drużynę na nogi, „ubrał” na galowo i „pogonił” w pieszej pielgrzymce do sanktuarium kapucynów ( w Krakowie – z hotelu gdzie spali do kościoła, to spory kawałek ), aby błagać Boga o pomoc… i kto wygrał? Niezwyciężeni Niemcy? Nie! WŁOSI!!! Dlaczego? bo mieli pragnienie zwycięstwa i o to zwycięstwo błagali Boga!!! Wiedzieli, że sami nie dadzą rady, ale Bóg im pomoże, i nie zawiedli się! A po tryumfie, pobiegli do Łagiewnik, podziękować Bogu!…

A dlaczego Polacy przegrali? Bo nie chcieli wygrać!!! Bo wyznaczyli sobie za cel – TYLKO! – wyjście z grupy!. I nawet tego nie osiągnęli! Stało im się wg słów Pisma: ”kto ma temu będzie dodane, a temu kto nie ma, zabiorą nawet, to co mu się wydaje, że ma!”…

Kto pokonuje  faworytów w sporcie?

Amatorzy, którzy mają wolę zwycięstwa!!!

Trzeba mierzyć wysoko, patrzeć szeroko, odczuwać głęboko! Nie zadowalać się powierzchownością, płycizną, przeciętnością!

Chrześcijaństwo to olimpiada. Jak mówił sw Paweł: „w dobrych zawodach wystartowałem, bieg ukończyłem, Wiary ustrzegłem….”. jakie tu są medale?

Złoty medal – to Święty,

srebrny medal – to Błogosławiony,

brązowy medal – to Sługa Boży…

A ty, jaki medal chcesz zdobyć?

Żaden?

Nie interesuje cię to?  Albo uważasz, że jesteś za słaby… to nie dla ciebie…. świętość – nie dla     ciebie ?

To pójdziesz do piekła!!!

Nie ma innej opcji, albo walczysz i wygrywasz, albo nie walczysz i przegrywasz! I tak człowiek jest na wygranej pozycji, bo gdy podejmuje walkę, kiedy szczerze, uczciwie mówi Bogu, że chce walczyć, to Bóg mu przychodzi z pomocą i dosłownie za niego walczy! … jak to się mówi: Bóg wykonuje za człowieka  99% roboty! Tylko chciej! Tylko zrób pierwszy krok i nie wycofuj się! Jak nie możesz, to wołaj! wołaj, wołaj Boga bezustannie na pomoc!….

Modlicie się za zmarłych? Tak? Po co się modlicie? Aby poszli do Nieba.

A wy, chcecie iść do Nieba? Tak?

No to trzeba trochę popracować ( zwłaszcza nad sobą ), trochę powalczyć i chcieć zwyciężyć, chcieć wygrać!

Jak Mateusz Talbot – alkoholik, który walczył, aby nim nie być….i już pretenduje na Ołtarze, już jest Sługą Bożym… ( życiorys poniżej ).

Jak masz walczyć o Niebo?

Masz przylgnąć do Jezusa! Masz z Nim być, z Nim żyć! Nie tylko „klepać” paciorki, bo to ci niewiele da, jesli nie zrozumiesz, kim dla ciebie jest Jezus! Jak nie zrozumiesz, czym jest dla ciebie Eucharystia?! Jak nie będziesz czytał listu Bożego ( Pisma Świętego ), napisanego przez samego Boga do i dla ciebie… „nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem pochodzącym z ust Bożych” , odparł diabłu Pan Jezus… może spróbuj choć trochę oderwać się od myślenia o brzuchu, a zacząć myśleć o duchu… przecież człowiek to nie tylko ciało, to też duch!..

Nie rozumiesz, nie czujesz, nie chcesz…  – no to proś! Proś o przemianę, o zrozumienie, o pragnienie…. „Proś, a będzie ci dane!”.

My kapłani mamy dwie katedry: katedrę Słowa Bożego i katedrę  konfesjonału.

W konfesjonale, Bóg jest samym Miłosierdziem. A najpiękniejsze spowiedzi są, gdy wychodzimy razem z penitentem z konfesjonału przed ołtarz  – przed Najśw. Sakrament i razem modlimy się, a potem wracamy do konfesjonału i dokonuję aktu odpuszczenia grzechów – nie musiałem nic mówić, Jezus sam przemawiał do duszy i sam dokonał jej przemiany i oczyszczenia…

Często się słyszy: będę chodził do kościoła, jak kościół stanie się elastyczniejszy, zaaprobuje aborcję, eutanazję itd….  A czy kościół jest moją własnością, czy Boga? Ja, jako ksiądz,  należę do Chrystusa, tak jak wy i też muszę słuchać Jego Przykazań! nie mam prawa zmienić ani jednej joty zawartej w Słowie Bożym, rozumiecie?! Ani jednej joty! Gdybym zmienił choć jedno słowo, to znaczy, że nie głoszę Chrystusa, ale siebie, to znaczy, ze zakładam własny kościół, a więc sektę! Dlatego mam prawo i obowiązek nastawać w porę i nie w porę, a w razie potrzeby wykazać błąd! gdyż „gorliwość o dom Twój pożera mnie” i -  jak trzeba to wam wypomnieć ( cieszę się, że wczoraj, w niedzielę, nie musiałem tego robić ), że wchodzicie do Kościoła jak do obory: ani wody św., ani znaku Krzyża, ani uklęknięcia przed Najśw. Sakramentem…

 

Alkoholik i apostoł trzeźwości

 

Był nałogowym pijakiem. Przepijał dosłownie wszystko. Jego matka przez 16 lat modliła się o przemianę jego życia. Nawrócenie spowodował drobny na pozór incydent i ten sam człowiek został apostołem trzeźwości. Teraz irlandzki robotnik Matt (Mateusz) Talbot jest sługą Bożym i kandydatem na ołtarze.

Mateusz Talbot urodził się 2 maja 1856 roku, był Irlandczykiem. Mieszkał wraz z licznym rodzeństwem w Dublinie, stolicy państwa, które straciło swą niepodległość na rzecz okupanta brytyjskiego. Państwo Talbot nie mieli łatwego życia w kraju targanym klęską głodu, biedą, bezrobociem i silną falą emigracji do Ameryki. Rodzina przechodziła też swój własny dramat – alkoholizm głowy rodziny, Charlesa Talbota. Pani Elizabeth Talbot wylała wiele łez z powodu nałogu męża i idących w jego ślady synów.


Skradzione skrzypce

W wieku 12 lat Mateusz ukończył swoją zaledwie dwuletnią edukację i rozpoczął pracę jako goniec w firmie handlującej alkoholem. Często odbierał swoje wynagrodzenie w formie bonu towarowego na piwo i wino. Przed ukończeniem 13 roku życia był już uzależniony od alkoholu.

Wkrótce potem Mateusz znalazł zatrudnienie w porcie i w firmie murarskiej. Był sumiennym pracownikiem, ale wszystko, co zarobił wydaje na swoją nową pasję – whisky. Potrafi sprzedać własne buty, by mieć na dalsze picie. Nie cofał się nawet przed kradzieżą, zabrał niewidomemu grajkowi jego jedyny skarb i środek utrzymania – skrzypce.


Nawrócenie

Myśl o nawróceniu przyszła po 16 latach picia przed… pubem, gdzie stał bez grosza przy duszy i czekał, aż jego kompanii zaproszą go na upragnionego drinka. Niestety spotkał go bolesny zawód. Zaoferowano mu jedynie obojętność i kpinę. On, który nigdy nie zostawiał swych kumpli w potrzebie, wysłuchiwał teraz jedynie obraźliwych epitetów. Jeden z nich nazwał go nawet „świnią”. Załamany, ale trzeźwy, poszedł do modlącej się nieustannie za niego matki i za jej radą na trzy miesiące ślubował abstynencję. Przyjął je od niego parafialny ksiądz.


Trudna walka

Mateusz miał 28 lat, przed nim była trudna walka z własną słabością. Podchodził do niej bardzo praktycznie: odseparował się od starych znajomych, nie nosił ze sobą pieniędzy, by nie mieć na alkohol, chodził do kościoła w innej dzielnicy, ale przede wszystkim całym sercem zwracał się ku Bogu. Uczestniczył codziennie we Mszy Świętej, regularnie przystępował do sakramentu pojednania, adorował Przenajświętszy Sakrament, wstąpił do Trzeciego Zakonu św. Franciszka. Swoje starania o trzeźwość podsumowuje jednym zdaniem: „Łatwiej jest przywrócić do życia umarłego, niż przestać pić, będąc alkoholikiem”.   Mateusz dotrzymał przyrzeczenia danego Bogu. Wkrótce je ponowił, aż w końcu złożył ślubowanie na całe życie.


Świadectwo życia

 W filmie „Matt Talbot Servant of God” jest scena, w której Mateusz usiłuje przystąpić do Komunii Świętej, ale jakieś niewidzialne pęta nie pozwalają mu podejść do ołtarza. Słyszy też głos, który mówi mu, żeby dał sobie spokój i nie oszukiwał się – w końcu jest pijakiem i zawsze nim będzie. Zrozpaczony wybiegł z kościoła i poszedł do innego. Niestety sytuacja się powtarza na dwóch następnych Mszach. Klęka wtedy przed świątynią i prosi o pomoc Jezusa i Maryję. Wysłuchany przez nich i już uwolniony, przyjmuje do swego zbolałego serca Pana Jezusa.

Nawrócony Mateusz żył godnie i pobożnie. Oddał wszystkie swoje stare długi, niestety nie odnalazł niewidomego skrzypka. Zamówił za niego Msze Święte, gdy po miesiącach poszukiwań uznał, że wędrowny muzyk zmarł. Czytał biografie i pisma św. Teresy z Avila, św. Katarzyny ze Sieny, św. Augustyna, św. Franciszka Salezego, św. Alfonsa Liguori, św. Ludwika de Montfort. Był zawsze uśmiechnięty i życzliwy, prowadził spartańskie życie pokutnika. Pościł, umartwiał się i nieustannie modlił. Wspierał organizacje kościelne i potrzebujących. Odrzucił propozycję małżeństwa, złożoną mu przez pobożną, młodą kobietę, urzeczoną jego dobrocią. Zmagał się z chorobą nerek i serca. Zmarł w drodze do kościoła 7 czerwca 1925 roku. Ostatniej posługi udzielił mu dominikanin z pobliskiego kościoła, wezwany przez przypadkiem przechodzącą tam kobietę. Jeden z jego biografów napisał o nim, że był „pijany jedynie miłosierdziem, mądrością, mocą i miłością Boga”.

Na podstawie: www.duszp.trzezwosci.plock.opoka.org.pl

 

źródło: http://obrazmojegoserca2.blog.onet.pl/2014/03/12/fwd-rekolekcje-w-postne-cz-1/

"Przede wszystkim muszę wziąć pod uwagę interes duszy"
Czcigodny Sługa Boży Mateusz Talbot