Bądźcie
trzeźwi
26 lutego rozpoczął się
jubileuszowy 50. Tydzień Modlitw o
Trzeźwość Narodu. Potrwa on do 4 marca, w tym czasie
katolicy
będą modlić się o trzeźwość polskich rodzin, nauczycieli,
wychowawców, katechetów i sprawujących władzę, aby odważnie dawali
świadectwo trzeźwości i stali na straży życia zgodnego z Prawem
Bożym. Patronami przed tych dni są m.in.
bł. Bronisław Markiewicz, św.
Maksymilian Kolbe, św. Stanisław Papczyński, czy bł. Karolina
Kózkówna. Istnieje
jednak jeszcze mało znany sługa Boży Mateusz Talbot, patron
alkoholików i wzór wyzwalania się z nałogów. Jest nim Mateusz
Talbot, alkoholik z Irlandii, o którym Luiza Komorowska rozmawiała z
propagatorem czci irlandzkiego sługi, Grzegorzem Jakielskim.
Kto to jest Mateusz Talbot?
Mateusz Talbot, irlandzki asceta, alkoholik, apostoł trzeźwości,
robotnik żyjący na przełomie XIX/XX wieku, obecnie Sługa Boży w
trakcie procesu beatyfikacyjnego, czekający na uznanie przez Kościół
jego cudu, który pomoże mu stać się Błogosławionym, no a w
przyszłości, daj Boże, jeżeli kolejny cud się pojawi to Świętym.
A jaką korzyść będą mieli z tego ludzie?
Korzyść. Na pewno korzyścią dużą będzie to, że będzie to pierwszy,
można powiedzieć oficjalny „z zawodu alkoholik”. Jest wielu
świętych, którzy nadużywali alkoholu, ale nigdy nie była to taka
cecha pierwsza, główna, tego jakby powiedzieć grzechu. Dlatego
myślę, że będzie to bardzo dobry wzór dla wszystkich, którzy walczą
z nałogami, nie tylko z alkoholem, ale i z wieloma innymi, do
naśladowania, do czerpania wzoru, taka motywacja do tego, że można
rzucić alkohol, można porzucić uzależnienia. I można to też zrobić
radykalnie, tak jak zrobił Mateusz Talbot, że pewnego dnia obrażony
przez kolegów, którzy nie chcieli mu postawić alkoholu, ponieważ nie
pracował, nie miał pieniędzy, został zwyzywany od świń i po prostu
tego dnia radykalnie, w ciągu jednego dnia ta łaska Boża na niego
spłynęła, po prostu porzucił alkoholizm, no i rozpoczął drogę do
trzeźwości. Niełatwą, ale skuteczną i dzięki pomocy Boga ponad 40
lat w tej abstynencji wytrzymał.
A w jaki sposób? Jakie miał metody?
Jakie miał metody? Metody miał, można powiedzieć, bardzo radykalne.
Pierwsze co, to po powrocie do domu udał się do matki, która
żarliwie modliła się o to, żeby był trzeźwy przez wiele lat i udał
się do spowiedzi. Powiedział matce, że chce złożyć deklarację
abstynencką. Mama jego powiedziała, żeby nie przyszedł, jeżeli nie
jest tego pewien, więc złożył deklarację, wyspowiadał się, najpierw
na trzy miesiące, później na rok, później na całe życie. Jego
sposobem było to, że coraz więcej czasu spędzał w kościołach. Starał
się wybierać najdalsze kościoły, jakie tylko mógł, by ten czas,
który spędzał wcześniej ze znajomymi z pubach, spędzać w kościele,
na Eucharystii, na adoracji. Mateusz Talbot jest też znany z
takiego, można powiedzieć takiej cechy i przedstawiony na wielu
wizerunkach, jako klęcząca osoba. Klęcząca tak bardzo, można
powiedzieć, profesjonalnie, nie tak na odczepnego, tylko tak
naprawdę sztywno; tak, jak naprawdę pokutnik. I on miał zwyczaj
udawać się do kościoła z samego rana, jak jeszcze kościół był
zamknięty i przed tym kościołem klęczał zawsze wyprostowany,
czekając na otwarcie. Zawsze to było jakoś w godzinach porannych,
nawet mogę powiedzieć, że rozcinał sobie spodnie nogawki w taki
sposób, żeby gołym kolanem dotykać ziemi. Tak, że bardzo umartwiał
się, bez względu na pogodę – czy mróz, czy śnieg, czy deszcz, zawsze
klęczał przed kościołem, czekając na otwarcie. W niedzielę
uczestniczył w wielu mszach. Zaczął nawiązywać kontakty z zakonem
franciszkańskim, świeckich, z różnymi organizacjami charytatywnymi.
No i zaczął żyć bardzo radykalnie, można powiedzieć: wiele pościł,
czytał książki duchowe, mimo, że był prostym, niewykształconym,
skończył podobno tylko trzy klasy, to starał się czytać wszystkie
książki religijne, jakie mu przyszły do głowy, jak nie miał jakiejś
wiedzy, to wtedy księży w trakcie spowiedzi prosił o wyjaśnienie
pewnych rzeczy. Umartwiał się śpiąc na łóżku twardym, nie miał
poduszki, miał tylko drewniany kawałek belki, której się przykrywał,
spał przykryty tylko jakimś starym płaszczem. Tak, że no jego życie
bardzo było takie rygorystyczne, można powiedzieć ascetyczne, ale
mimo wszystko nie dawał po sobie tego poznać – był osobą podobno
bardzo radosną, duszą towarzystwa i zawsze można było do niego się
zwrócić, zawsze był uśmiechnięty, nie epatował tym swoim takim
trybem życia.
Rzeczywiście brzmi to bardzo surowo, rygorystycznie i radykalnie.
Czy to znak, że aby zerwać z nałogiem jest tylko jedyne takie
wyjście bardzo radykalne?
Nie, chyba nie ma, każdy ma swoją własną drogę, każdy swoją drogą
idzie, Pan Bóg na różne sposoby prowadzi. Chociaż no na pewno
najważniejsza jest ta przemiana, żeby wewnętrznie coś w sobie
zmienić i żeby oprzeć to na Panu Bogu, bez względu na to, jak się
będzie ta droga prowadziła, żeby tak, jak Mateusz Talbot, żeby czas
poświęcać Panu Bogu i żeby to właśnie on był tą pomocą, która pomoże
wytrwać w tym, bo bez pomocy Pana Boga, bez Jego łaski, to zazwyczaj
trudy są nieudane i człowiek po prostu po pewnym czasie poddaje się,
wraca znowu do nałogu, a opierając to na sakramentach, na
Eucharystii, na częstej spowiedzi, na modlitwie, na adoracji, wtedy
jest ta siła do walki.
Ale w tej chwili są różne grupy wsparcia, są psychologowie, są
terapie.
Są,
tak, tak są grupy, a są różne terapie właśnie, są ośrodki. Tak, że
no nie ma jednej drogi takiej zagwarantowanej, pewnej, jest to jedna
z wielu dróg, na pewno dla osób wierzących. Najlepszy przykład to
właśnie jest Mateusz Talbot i może komuś właśnie to pomóc, chociaż
no są osoby na przykład niewierzące, które w inny sposób porzuciły
nałóg, które nie interesowały się tutaj ani Panem Bogiem, ani wiarą,
ani Mateuszem Talbotem tak, że na pewno nie jest to tak, że tylko tą
drogą można iść, ale jest to wzór, który warto naśladować.
Mateusz Talbot nie jest znany raczej, jego postać, jego życie w
Polsce przynajmniej. A jak to jest na świecie?
Zdecydowanie jest postacią bardzo mało znaną i w Polsce, i na
świecie, dużo duszpasterzy zupełnie nie wie, kto to jest, zupełnie
nie są zorientowani, że taka osoba żyła. Na świecie jest troszeczkę
lepiej, chociaż jeszcze jest to postać bardzo mało znana, gdyż za
życia on nigdy nie epatował tą swoją świętością, żył bardzo
skromnie. O jego śmierci można powiedzieć, że znak, łaska Pana Boga,
gdyż Mateusz Talbot od wielu lat nosił łańcuchy pokutne wokół
brzucha, wokół kostek i nadgarstka. I idąc do kościoła 7 czerwca
1925 roku zmarł w drodze do kościoła i to właśnie dzięki tym
łańcuchom udało się pielęgniarkom, które go w szpitalu, w kostnicy
rozbierały, udało się zainteresować, kto to jest, dlaczego coś
takiego ma. Gdyby nie te łańcuchu, to myślę, że po prostu uznany by
był za jednego z wielu, którzy zmarli i nikt by się nie
zainteresował tą postacią, nikt nie wnikał, dlaczego on ma te
łańcuchy, co się stało. Można powiedzieć taką ciekawostkę, że
informacji na temat Mateusza Talbota jest mało w porównaniu z innymi
świętymi. I nawet czasem Mateusz Talbot przedstawiany jest jako
święty, podpisywany jako Święty Mateusz Talbot czy na medaliku, czy
na obrazku jest już z aureolą. Nie wiem, czy to jest kwestia kultury
zachodniej, która jakoś pobłażliwiej podchodzi do tego, czy to
kwestia jakiejś po prostu pomyłki, że ktoś przygotowuje materiały no
i uznaje go za świętego już, ale jest to taki widoczny znak, bo nie
spotkałem się jeszcze z czymś takim, żeby jakiś Sługa Boży był
gdziekolwiek przedstawiany, jako święty z aureolą tak, że może to
jakaś pomyłka, może to jakiś błąd, a może znak Pana Boga, że jednak
do tej świętości on dotrze i zostanie uznany oficjalnie świętym.
No właśnie, skąd taka potrzeba i skąd to się bierze, że w
niektórych krajach już ta postać jest przedstawiana, jako święta.
Czy zdarzyły się już jakieś cuda? Być może, czy…
Tak, można powiedzieć, że cudów było wiele, nawet można odnotować w
starej biografii, która niestety nie jest już dostępna, odnotowano
kilkanaście cudów, rok po jego śmierci wydano tą właśnie biografię,
rozeszła się stu tysiącach egzemplarzy, jak na lata dwudzieste
zeszłego wieku, to bardzo duży nakład. Między innymi jeden z
przyjaciół Mateusza, robotnik, cierpiał na wrzody. Czekała go
operacja, lecz bał się tej operacji i prosił Mateusza o jakieś
wsparcie. Mateusz stwierdził, że najlepiej będzie, jak ten kolega
pójdzie do tego samego lekarza, do którego chodzi Mateusz. Chodziło
mu o Pana Jezusa. Ów kolega zaczął chodzi, nawiedzać kościoły,
modlić się, Mateusz też się na niego modlił. I po pewnym czasie
okazało się, że ta operacja nie jest już mu potrzebna. Tak, że już
za życia ludzie, którzy zwracali się z problemami do Mateusza,
odczuwali to, że jego wsparcie jest duże i naprawdę skuteczne. Cudów
jest wiele odnotowanych.
Już po śmierci?
Tak, tak. Jako cuda natury nawrócenia, porzucenia alkoholizmu,
przemiany życia. Niestety jest tak w Kościele Katolickim, że cud
musi być cudem uzdrowienia fizycznego, nie psychicznego. Gdyby
liczyć te cuda psychiczne – nawrócenia, porzucenia alkoholu,
wicepostulator procesu powiedział kiedyś, że już dawno byłby
świętym. Natomiast czekamy teraz na ten cud fizyczny za jego
wstawiennictwem, który obecnie jest badany - w Stanach Zjednoczonych
miało miejsce takie wydarzenie. No i jeżeli wszystkie komisje i
kongregacje, jeżeli lekarze uznają, że to przypadek
niewytłumaczalny, wtedy Mateusz Talbot już ma otwartą drogę do tego,
żeby zostać błogosławionym. Dużo mogę powiedzieć zależało naszemu
papieżowi Janowi Pawłowi II na tym by właśnie Mateusz Talbot został
błogosławiony. W trakcie swojego pobytu w Dublinie bardzo modlił się
o to, nawet planował żeby powrócić do Dublina i żeby odbyła się ta
beatyfikacja. No, ale jakoś to tak wyszło, że wtedy no nie było to
możliwe, papież tez nie chciał przesuwać tych procedur. No i uznał,
że wola Boga jest taka, żeby czekać na ten cud.
A dlaczego pan, jako człowiek, który nie ma do czynienia i nigdy
nie miał do czynienia z alkoholem, postanowił szerzyć ten kult?
Można powiedzieć, że to taki dziwny przypadek, jak mówi znajomy
ksiądz Zbigniew Kaniecki, proboszcz z parafii Płock-Trzepowo, gdzie
znajduje się jedyny w kraju pomnik i relikwie trumny Sługi Bożego.
Nazwał to takim powołaniem. Wszystko wyszło, można powiedzieć, z
potrzeby serca, z takiego prywatnego małego dramatu. Poznałem kiedyś
pewną osobę, dziewczynę, zakochałem się, planowaliśmy ślub, niestety
okazało się, że na drodze stanęło nam DDA, czyli to, iż ta osoba
wychowywała się w domu, gdzie był alkohol. No i niestety, w skrócie
opowiadając, do ślubu nie doszło. Był to taki moment dla mnie
przełomowy, trafiłem wtedy w Niepokalanowie na taką broszurkę „Słowo
wśród nas”, gdzie znajdowała się informacja, artykuł o Mateuszu
Talbocie, adres do parafii w Płocku. No i wybrałem się tam do
Płocka, jakoś tak z dziwnej, niewytłumaczalnej potrzeby serca. No i
jakoś tak zaczęło się to powoli klarować. Na początku, jak
pojechałem pierwszy raz, wróciłem, zaczęła mnie nachodzić taka myśl,
żeby jeszcze tam wrócić, mimo, że jeszcze nie wiedziałem, dlaczego.
Więc po pewnym czasie wróciłem, zabrałem rodzinę, żeby to miejsce im
pokazać i właśnie tam poznałem księdza proboszcza, który od wielu
lat szerzy ten kult. Otrzymałem od niego obrazek z modlitwą o
beatyfikację, ale że jestem taki przekorny i zadziorny i, że w tej
takiej branży troszkę działam reklamowo-marketingowej, stwierdziłem,
że ja zrobię lepsze obrazki. Zamówiłem, więc taki komplet obrazków
dla księdza, zawiozłem i to już była moja trzecia wizyta. Tak jakoś
to powoli zaczęło się rozkręcać, Duch Święty to prowadzi, bo
wszystko jest zupełnie spontaniczne, przypadkowe i jakoś to powoli,
ten kult staram się szerzyć, żeby komuś to pomogło, żeby ktoś kiedyś
nie musiał cierpieć tak, jak nacierpiałem się z tego powodu ja.
Chociaż alkoholizm nigdy mnie nie interesował, zupełnie jest to
temat dla mnie oddzielny, nikt z rodziny nigdy nie miał z tym
problemów, ja także. Tak, że Pan Bóg wybiera te swoje narzędzia,
czasem są to bardzo dziwne, niezrozumiałe, widocznie jakoś chciał,
żebym troszkę tutaj pomógł w szerzeniu tych informacji o Mateuszu,
więc działam, całość jest taka spontaniczna.
A w jaki sposób pan działa oprócz tego, że spontanicznie?
To
znaczy, prowadzę stronę internetową mateusztalbot.pl, profil na
Facebooku Sługa Boży Mateusz Talbot, profil w języku angielskim,
profil na Tweeterze, kontaktuję się z organizacjami, z
duszpasterzami, całość jest moją inicjatywą bez jakiejkolwiek
pomocy, bez wsparcia żadnych instytucji, czy kościelnych, czy
świeckich. Więc z moich własnych środków wydaję obrazki, medaliki,
staram się produkować ulotki, zamawiać jak najwięcej materiałów,
rozszerzać ten kult, rozsyłać zainteresowanym, zainteresować media,
jak na przykład tutaj Radio Wnet tym tematem.
A jak pan to robi, jeśli mogę nadmienić, z łóżka szpitalnego?
Jest pan bardzo chory.
Można powiedzieć tak, daj Boże, że dzięki Mateuszowi Talbotowi
niedługo to łóżko opuszczę, będę mógł wrócić do domu, a całość z
łóżka szpitalnego jest też kwestią działania Pana Boga, gdyż
poznałem tutaj, jeszcze w innym szpitalu, siostrę Barbarę; siostrę,
która pomaga, jest zarówno tutaj pielęgniarką, ale też zakonnicą i
przyszła mnie odwiedzić, poznaliśmy się w sposób, można powiedzieć
nieprawdopodobny, bo okazało się, że mieliśmy gdzieś tam wspólną
znajomą i to takie, że no praktycznie niemożliwe, że to się udało,
ale jakoś się udało i w trakcie tego spotkania troszkę napomniałem,
że zajmuję się czymś takim, że taką postać staram się w jakiś sposób
szerzyć kult. Siostra bardzo chętnie zaangażowała się w to i zaczęła
mi pomagać w tym szerzeniu kultu. Nie jest to łatwe ze szpitalnego
łóżka, ale przynosi dużo owoców i muszę powiedzieć, że chyba więcej
materiałów udało się wyeksportować w trakcie mojej choroby, niż w
trakcie mojego zwykłego życia przed chorobą. Tak, że siostra tutaj
pomaga, kontaktuje się z parafiami, stara się też znaleźć osoby,
które chętnie wesprą tą akcję. Całość jest z prywatnych moich
środków, niestety obecnie ze względu na chorobę nie pracuję tak, że
każdy datek tutaj pomaga, żeby te materiały stworzyć, bo to niestety
też kosztuje, zawsze to zamawiam w profesjonalnych drukarniach,
firmach, które się zajmują takimi rzeczami, żeby to było
profesjonalne. Więc dzięki siostrze pomocy, ja tutaj staram się
jakoś to z łóżka przez telefon koordynować, kontaktować z
drukarniami, a siostra dalej to rozprowadza, za co jej wielkie,
serdeczne Bóg zapłać.
Czy myśli pan, że naszemu narodowi, naszemu społeczeństwu jest
potrzebny taki kult? Taki patron, taki święty?
Myślę, że tak, nawet dzisiejsza gazeta pisze o tym, iż księża
biskupi apelują o to, żeby jak najmniej było reklam związanych z
alkoholem, gdyż, jak kiedyż padły takie słowa, albo społeczeństwo
polskie będzie trzeźwe, albo nie będzie go wcale. Tak, że na pewno
jest to potrzebne, jako wzór dla wielu setek tysięcy osób. Wystarczy
spojrzeć na statystyki wypadków drogowych po alkoholu; wystarczy
spojrzeć na wszystkie informacje dotyczące jakiś przestępstw,
dotyczące jakiś wykroczeń po alkoholu; zobaczyć, ile młodych już w
gimnazjum nawet nadużywa alkoholu. Więc na pewno taki wzór jest
potrzebny i w Polsce, i na świecie. No i myślę, że Mateusz Talbot
jest idealną postacią, żeby ten wybrać z niego przykład.
Czy wzywanie Mateusza Talbota dotyczy tylko alkoholu? Czy również
innych nałogów, innych w ogóle rzeczy?
Nie, nie, może dotyczyć także innych nałogów, innych słabości, nie
musi to być nawet związane z alkoholem, każdy święty ma swoją taką w
cudzysłowie „profesję”, ale to nie oznacza, że w innych sprawach też
nie można się do niego zwracać, więc na pewno to można powiedzieć
jest taką specjalizacją Mateusza Talbota, ale i inne nałogi,
uzależnienia, słabości, czy jakieś inne problemy myślę, ze też można
czerpać z niego przykład.
A czy nie uważa pan, że zwłaszcza młodzi mogą się trochę
przerazić taką surowością życia? Taką radykalnością, że mogą nie być
w stanie przyjąć takiej wizji swojego życia?
No
na pewno nikt nie zmuszał młodych, żeby od razu wszystko porzucili i
stali się ascetami i żyli w taki pokutniczy sposób, mogą jakoś
zaczerpać te wzorce, mogą jakoś starać się naśladować. Nigdzie nie
jest tak, że muszą po prostu w pełni. Chociaż w dzisiejszych czasach
myślę, że liczy się ten taki radykalizm, jak jest powiedziane w
Piśmie Świętym „Albo będziesz gorącym, albo zimnym” tak, że myślę,
że tutaj chociaż odrobina takiego radykalizmu; chociaż…
Staranie się.
Tak, tak, chociaż jakąś jedną cechę, zapożyczenie jej od Mateusza,
jakieś naśladowanie. Myślę, że może bardzo dużo pomóc młodzieży.
Wierzy pan, że się uda?
Wierzę, wierzę całą siłą, że się uda. Za osiem lat w 2025 będzie
setna rocznica śmierci Mateusza Talbota. Liczę na to, że może w
Płocku powstanie jakieś sanktuarium, uda się wybudować kościół pod
jego wezwaniem i, że będziemy już wtedy cieszyli się z tego, że
Mateusz Talbot jest błogosławionym, daj Boże i świętym.
A skąd Mateusz Talbot wziął się w Płocku?
Skąd się wziął w Płocku? Ksiądz Zbigniew Kaniecki jest duszpasterzem
trzeźwości diecezji płockiej i od wielu lat zajmuje się osobami,
pomaga osobom z problemami alkoholowymi. I stąd jakoś właśnie kilka
lat temu przyszła taka idea postawienia pomnika Słudze Bożemu,
chociaż też nie było to proste, bo wiele osób miało taki bunt, że
„Jak to jest? Stawiacie pomnik alkoholikowi”, ale ksiądz dzięki
uparciu, wierze przeforsował to. Tak, że powstał przed kościołem;
piękny pomnik, którego polecam odwiedzić parafię Świętego Aleksego w
Płocku-Trzepowie. Tam też ksiądz otrzymał z Dublina relikwie trumny
i ziemię z grobu, gdzie Mateusz Talbot leżał od śmierci do 1952
roku, do jego ekshumacji.
Dziękuję bardzo.
Dziękuję bardzo. |